Byłem dziś wieczorem w naszym kościele - na mszy z udziałem metropolity warszawskiego, arcybiskupa Kazimierza Nycza. Kościół oczywiście pękał w szwach - ksiądz proboszcz poszedł na pewne, i w tą niedzielę była tylko ta jedna msza wieczorna, nie dwie jak zwykle. :)
Arcybiskup odwiedził nas, aby uroczyście poświęcić nowy krzyż z korpusem, wraz ze stojącą pod nim figurą Marii bolesnej, w prezbyterium kościoła. Całą tą instalację, jako "upiększenie Domu Bożego", nasz proboszcz planował i przygotowywał od lat, a parafianie składali się na nią od dawna. Swoją drogą zresztą ja te grube dziesiątki tysięcy, które na to poszły, zamiast na włoskich artystów rzeźbiarzy, nie wiem skąd sprowadzony specjalny marmur, drewno hebanowe i całą resztę, raczej bym przekazał na dom dziecka albo na Caritas, widocznie nie jestem dość dojrzałym chrześcianinem i ulegam społecznej demagogii. :) (Poprzedni prosty drewniany krzyż bardziej mi się też podobał.)
Ale nie o tym chciałem głównie pisać, tylko o abp. Nyczu. Ponieważ zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Z racji pełnionej tu w Polsce funkcji kilkakrotnie spotkałem się z jego poprzednikiem w fotelu (na tronie?) metropolity, abp. Glempem. Jest on bardzo miłym starszym panem, jowialnym i pogodnym, ale charyzmą czy talentem retorycznym raczej nie powala. (Zresztą zrozumiałe - w jego czasach na nominację musiały się jeszcze zgodzić komunistyczne władze państwowe, które na pewno bardzo uważały, żeby przypadkiem nie wyrazić zgody na kogoś za dobrego.)
Natomiast abp. Nycz to inna bajka. Kazanie wygłosił dobre i krótkie, inteligentne i otwarte. I w ogóle sprawił wrażenie człowieka bardzo otwartego, nie takiego staromodnego dostojnika kościelnego stojącego zawsze na piedestalu. Sądzę, że Kościół potrzebuje właśnie takich ludzi na stanowiskach, teraz w XXI stuleciu.
I fajnie było zaobserwować, że ludzie obok mnie na balkonie nagrywali mszę kamerami wideo. Na Węgrzech to się robi na koncertach. :)
Utolsó kommentek