Przed świątecznym przyjazdem do domu, w niedzielę rano, wpadłem jeszcze do supermarketu w Sadyba Mallu w Warszawie, żeby wyposażyć się w kilka niezbędnych przed wyjazdem do domu artykułów spożywczych, typu pierogi, ptasie mleczko, żurek itd. Do sklepu dojechałem minutkę po otwarciu o 10-tej, i już napotkałem gęsty tłum przy wejściu, toczący zagorzały bój o koszyki. Prawdziwy koszmar natomiast czekał przy baseniku z karpiami. W ciągu kilku minut przed zbiornikiem powstał kłębiący i popychający się, czasami również przeklinający tłum ludzi. Personel sklepu próbował zapanować nad sytuacją - ułożyć jakoś ludzi w kolejkę itd. - bez jakiegokolwiek skutku.
Ja miałem pecha, bowiem półki z garmażerką, na których są pierogi, stały właśnie obok zbiornika z rybami. Musiałem więc przebić się przez tłum. Nie było łatwo: oberwałem kilka razy łokciem, a starsza pani przycisnęła mi nogę laską, już nie mówiąc o dobrych kilku głośnych i nieraz wulgarnych okrzykach pod adresem "pchającego się" bez kolejki gościa. W końcu udało mi się dobić do regału z pierogami, zdobyć towar, pokonać drogę powrotną i oddalić się na bezpieczną odległość od zbiornika. Za mną roztaczał się pejzaż bitwy: podłoga mokra od rozchlapanej wody, tłum, oraz zdesperowane panie z obsługi krzyczące co sił w głosie ponad głowami "Kilo trzydzieści, komu odpowiada?", na co odpowiadały liczne krzyki i podniesione ręce.
Tego tu na Węgrzech raczej nie ma, nawet jeśli chodzi o towary chwilowo bardziej porządane niż zazwyczaj. Mgliście co prawda, ale pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że w Polsce takie sceny przed sklepami za czasów PRL-u były normalką, a i dziś widzę, że w Polsce występują nadal stosunkowo często, chociaż na ogół w mniejszej skali. Tam ludzie w kolejkach jakoś z większą chęcią wdawają się w różne kłótnie i pyskówki. Pamiętam wielką kłótnię w biurze obsługi klientów TP w Warszawie, dokąd poszedłem załatwić sobie internet do mieszkania tuż po moim przyjeździe do Polski. Wybuchła przez niewyraźnie oznakowane okienka i kilka "pchających się" klientów - i z wielką chęcią włączyła się w nią spora grupka "kolejkowiczów".
To jest dla mnie coś bardzo zabawnego i zarazem bardzo polskiego - będzie mi tego brakować jak tu z Polski już na trwale wrócę. :)))
Utolsó kommentek