Nadchodzi subtelniej, prawie niezauważalna, powoli, malutkimi krokami. Potem przyspiesza - gwałtownie, ale nawet ta jej gwałtowność jest jakoś inna, niż dalej na południe.
Człowiek jadący codziennie do pracy tą samą trasą, uświadamia sobie jej przybycie nagle: jakby wszystkie drzewa wzdłuż alei stanęłyby w kwiatach z jednego dnia na drugi. Aromat wiosennych kwiatów wyłania się powoli z dżungli innych zapachów: deszczu, trawy, spalin - a człowiek to też zauważa nagle. Jakbym zobaczył nowy krajobraz po odciągnięciu zasłony, i dopiero w tej chwili bym sobie uświadomił, że przecież ta zasłona jest już przecież rozciągana od dni, nawet tygodni. Jednak całość wpada w świadomość dopiero po osiągnięciu pełności. Zmienia się nagle wszystko: nie tylko kolorystyka roślinności i zapachy, ale również nastrój, gra światła na ulicach i kamienicach, ich odcienie i barwy, odgłosy - nawet hałas miasta jest inny.
I, jak tak wiele rzeczy, wiosna w mieście również budzi we mnie wspomnienia z dzieciństwa. Wierzbę przy drodze do przedszkola, jazdę na rowerze w Ogrodzie Saskim, zabawę na podwórku i w piaskownicy przed domem, "długie" wyprawy do kościoła na Nowolipkach...
"I kocham to miasto zmęczone jak ja" :)))

(Marek Grechuta - Wiosna, ach to Ty)
Utolsó kommentek